środa, 4 marca 2020

Aloha! Czyli peeling o hawajskim klimacie

Witajcie!
Ach, co to był za sen! Śniło mi się, że jestem na Hawajach, świeci piękne słońce, +30 stopni w cieniu, drinki z palemkami.... A później się obudziłam, dzień szary i smutny, pada deszcz, trzeba wstać jechać na badania. Masakra. Ale nie ma tego złego, po badaniach pójdę na Roska i zrobię sobie nagrodę.
A cóż to za pysznie pachnące stoisko?! "Manufaktura piękna" czytam. Hmm, co my tu mamy. Peelingi do ciała, balsamy do ust. Mmm, jakie pyszne nazwy, Biała Czekolada, Hawajski klimat... Tak, mamy to. Mój sen musiał być proroczy. Biorę.

Peeling jest mocno zbity, ma dużo drobinek ale nie są one ostre. Dosyć szybko się rozpuszczają co pozwala na szybkie zakończenie pielęgnacji. Po użyciu usta są mięciutkie, brak suchych skórek


. Spełnia moje oczekiwania a jego zapach pozwala mi na pozytywne nastawienie co do zimy!


wtorek, 3 marca 2020

Ukojenie dla dłoni

Witajcie!
Tegoroczna zima może nie wygląda jak zima ale mrozek się zdarzał. Do tego zimny wiatr, deszcz i moje dłonie zaczęły wyglądać jak pustynia. Przesuszone, piekące.. Brr, nigdy więcej!
Podobno dłonie zdradzają wiek, moje wyglądały na 10 lat starsze! Przyznaje z ręką na sercu, że nie dbałam o nie :(
Zmieniło się to gdy już mnie tak piekły, że zmusiło mnie to do kupienia kremu do rąk! Zaszłam do Rossmanna w poszukiwaniu ideału. Szukałam czegoś co szybko je naprawi i... ZNALAZŁAM! EUREKA!
Krem od Eveline wpadł mi w oko, ponieważ był w kolorze czerwonym, a jakże. Mój ulubiony kolor. Przeczytałam na nim słowo SOS i wiedziałam, że to będzie to! Kosztował nie całe 3 zł, wersja jak mniemam, miniaturowa 30 ml idealna do torebki, nawet najmniejszej. Po wyjściu ze sklepu od razu go użyłam i wchłonął się tak szybko, że byłam w szoku. Nie lubię jak mi się dłonie po kierownicy ślizgają, więc przed jazdą samochodem idealny!
Jego konsystencja jest delikatna, kremowa. Chwilkę popiekło, bo moje dłonie były w naprawdę kiepskim stanie, ale zaraz przeszło. Na noc nałożyłam grubszą warstwę a rano ODMŁODNIAŁY! Już nie były tak suche jak wcześniej ale za to były mięciutkie.
Chyba ulubieniec.



środa, 28 sierpnia 2019

Moja ulubiona maseczka

          Pierwszy post na blogu, jak dobrze znowu tu wrócić :)

          Na pierwszy ogień idzie recenzja mojej ulubionej maseczki do twarzy marki Yves Rocher. Jest to maska z serii Sebo Vegetal przeznaczona do cery tłustej. W regularnej cenie kosztuje 39.99 jednak jeśli jesteśmy w klubie Yves Rocher dostajemy mnóstwo zniżek, na przykład takich jak -50% na dowolny kosmetyk i wtedy ta maska kosztuje tylko dwie dyszki. Ja często korzystam z róznych zniżek w tym sklepie dlatego mam bardzo dużo kosmetyków tej marki, których opinią podzielę się już niedługo na blogu.

 Maseczkę uwielbiam za to, że pomogła mi uporać się z moją cerą i przyczyniła się do polepszenia jej stanu (gdzie kiedyś miałam bardzo duże problemy przez trądzik). Ma ona w swoim składzie glinkę, która po zmyciu pięknie matuje cerę na długi czas ale nie pozostawia jej suchej lub ściągniętej. Buzi jest dobrze oczyszczona i wygląda promiennie. Maska wysycha po jakiś 15 minutach, nie radzę trzymać jej dłużej ponieważ odpada i kruszy się :) Znajduje się w tubce, która mieści 75ml produktu, u mnie starcza na miesiąc używania co 3 dni, czasami dłużej. Od pory kiedy wpadła w moje ręce pierwszy raz nie używam żadnych innych maseczek, ponieważ żadna nie spełniała moich oczekiwań.

          Polecam Wam tą maseczkę jeśli macie cerę mieszaną lub tłustą, nie pożałujecie ;)